John Guzlowski jest polsko-amerykańskim poetą, autorem trzech powieści, wykładowcą literatury angielskiej i amerykańskiej na Eastern Illinois University w Charleston (USA) oraz autorem prac z zakresu krytyki literackiej. Urodził się w roku 1948 w obozie dla uchodźców w Vinenbergu w Niemczech. Jego rodzice pracowali w nazistowskich Niemczech jako niewolnicy. Ojciec został schwytany w 1940 roku pod Poznaniem, a matka złapana w pobliżu jej domu na zachód od Lwowa i przewieziona do Niemiec w 1942 r. Obydwoje pracowali w obozach koncentracyjnych oraz fabrykach i gospodarstwach rolnych do końca wojny. Następnie znaleźli się w obozie dla uchodźców w Niemczech. W 1951 roku jako przesiedleńcy przyjechali do Stanów Zjednoczonych z dwójką dzieci i zaczęli budować nowe życie w Chicago. Wiersze Johna Guzlowskiego dotykają bolesnych tematów z przeszłości rodziców i im podobnych poranionych przez wojnę i zapomnianych.
Język Mułów i inne wiersze to dwujęzyczny tom Johna Guzlowskiego, przetłumaczony przez poetę Bohdana Zadurę, mający dwa wydania – Language of Mules, Charleston, IL: DP Press, 1999 oraz Język Mułów i inne wiersze, Katowice, Biblioteka Śląska, 2002. Naziści określali koślawą niemczyznę przymusowych robotników w obozach językiem mułów, nie ludzi. Stąd tytuł tomu.
Czesław Miłosz, laureat Nagrody Nobla, w recenzji zbioru wierszy Johna Guzlowskiego „Language of Mules” napisał, że dzieło Guzlowskiego „zadziwiło” go i pokazało „wielką umiejętność uchwycenia rzeczywistości”.
Poezje Johna Guzlowskiego były ponadto publikowane w Writer’s Almanac Garrisona Keillora, Rattle, Ontario Review, North American Review i wielu innych pismach literackich w Stanach Zjednoczonych i za granicą. Jego wiersze i eseje o podłożu osobistym, pojawiają się też w publikacji p.t. Echoes of Tattered Tongues: Memory Unfolded, Los Angeles: Aquila Polonica Press, 2016.
Książka Echoes of Tattered Tongues została w 2017 roku uhonorowana nagrodami: Benjamin Franklin Poetry Award oraz Eric Hoffer Foundation’s Montaigne Award.
John Guzlowski o swojej rodzinie i życiu pisze na blogu:
http://lightning-and-ashes.blogspot.com/
oprac. polskiej wersji notki biograficznej poety: Joanna Sokołowska-Gwizdka
DIPISI
Przyszliśmy z ciężkimi walizami
zrobionymi z desek przez braci
których zostawiliśmy, przyszliśmy z Magdeburga,
i Katowic, a przedtem
ze Lwowa, prawdziwego domu naszej matki,
przyszliśmy z naszymi językami
w strzępach, z zębami w kieszeniach,
tulący tylko samych siebie, nasze ciała
sztywne jak przerażone ostrygi.
Byliśmy dziećmi w wełnianych szmatach,
które wymieszały się w szeregu do jedzenia lub modlitwy
lub żebrania o czyjeś miłosierdzie.
Pamiętając powietrze i drzewa,
niebo nad polskimi polami,
śniliśmy tylko o żywych czekających
na nas w Chicago i St. Luis
i Superiorze, Wisconsin
jak centy
w naszych ustach
przełożył Bohdan Zadura.
Z tomu „Język Mułów i inne wiersze”, Katowice, Biblioteka Śląska, 2002.
BÓG FAL
(God of the Waves)
Ale Bóg jest Bogiem fal i bałwanów, one są Jego również wtedy, gdy przewalają się nad nami; a my znów, raz jeszcze udowadniamy, że przytłaczająca nas siła nie przytłacza nas. Raz jeszcze, za jego wstawiennictwem, nadchodzi wyswobodzenie. Zostaliśmy pogrążeni, ale nie zniszczeni.
Amy Wilson-Carmichael, chrześcijańska misjonarka z Indii
Bóg pamięta ten zegarek
mężczyzna miał go ze sobą gdy jego ręce
bezgłośnie ginęły pod falami –
cyferblat wiszący w ciemnościach
jak porzucone okruchy gwiezdnego pyłu
na smagającej czarnej wodzie.
Czy człowiek ten błagał o coś,
może zrywając pełne wody płuca
wzywał Jego imię? Bóg chciałby
ale nie umie przypomnieć sobie.
Chwileczkę, jest wreszcie. To powraca
chłodnym przypływem pamięci, twardym
jak żwir, głębokim niczym płacz matki.
Bóg strząsa to z siebie, myśli
o czymś innym – oliwnym gaju nocą.
Będąc w Nazarecie jako chłopiec
ukochał ciszę świętych gwiazd
płynących strumieniami po Boskim niebie.
przełożył Henryk Cierniak
POLSKA
Nigdy jej nie zobaczą, ci starzy Polacy
którym stale śni się Polska. Kiedy byłem chłopcem
ojciec powiedział mi że ci którzy tego próbowali
w ’45 zostali zawróceni na granicy
przez bosonogich Rosjan w łachmanach
na kosmatych kucykach. Polacy uciekali przez lasy
ci którzy mieli pecha zostawali w tyle, martwi
albo co gorsza ranni, ci którzy mieli szczęście
wracali do swoich starych baraków w obozach
koncentracyjnych albo obozach pracy
w Gatersleben lub Wildflecken aby czekać
na jakiś cud który by ich przeniósł
do Poznania albo Katowic. Lecz Bóg
ich nie wysłuchał, a może miał ręce pełne
roboty gdzie indziej. Później, w Ameryce
ci Polacy spotykali się każdego roku
ze swoimi braćmi, a także swoimi afektowanymi
synami i córkami w święto Konstytucji 3 Maja,
aby się modlić w intencji flagi. Nie było wątpliwości
co znaczą te dwa kolory, czerwień wszystko to
co rodzi smutek, a biel to niewinność.
I zawsze te stare pieśni mówiące światu że
Polska nigdy nie zginie dopóki maki kwitną
czerwono, a ciało zdolne jest pokonać skałę i stal.
przełożył Feliks Netz
CZEGO NAUCZYŁA JĄ WOJNA
Moja matka nauczyła się, że seks jest zły,
Mężczyźni są nic nie warci, jest zawsze zimno
I nigdy nie ma dosyć jedzenia.
Nauczyła się, że jeśli masz dwie lewe
Ręce nie przeżyjesz
Zimy, nawet jeśli przeżyjesz jesień.
Nauczyła się, że tylko młodzi przeżywają
Obozy. Starzy zostają na kupie
Jak makulatura, a niemowlęta
są tak rzadkie jak kurczęta i chleb.
Nauczyła się, że świat jest niepewnym miejscem
Gdzie nie śpiewają ptaki i nawet anioły
Nie mogą unieść smutku, który daje im Bóg.
Nauczyła się, że nie należy się modlić
Aby wrogowie cię nie torturowali.
Modlić się trzeba o to, żeby cię nie zabili.
przełożył Bohdan Zadura
DOBRA ŚMIERĆ
Mój ojciec mówi
że kiedyś się nauczy
słuchać poloneza
a nie słyszeć Sikorskiego
lub Warszawy, głuchej fali
i kurzu niemieckich czołgów,
tylko Szopena,
jego zestroju czystych dźwięków
i precyzyjnego legato.
Jego sny będą
z oszronionych drzew,
opakowanych prezentów
w czerwonym pół-świetle,
z zapachu ciepłych szop
i dziewcząt dojących
czekające krowy.
Śnieg będzie padał
i znikał niezauważony.
przełożył Bohdan Zadura
KATYŃ
Nie ma tu żadnych Wielkich Murów,
Żadnych Wież pochyłych lub niepochyłych,
Ogłaszających sukces jakiegoś króla
Albo wyszydzających błąd innego,
Żadnej błyszczącej Duomo gdzie by można
Modlić się o przebaczenie lub patrzeć
Na koło cieni grających
W chłodzie dnia,
A wkrótce nawet nazwisk
Tych którzy umarli nikt nie będzie pamiętał
(Nazwisk takich jak Skrzypiński, Chmura,
Lub Antoni Milczarek)
Ich ostre głosy i szalona odwaga
Już przeminęły z wiatrem,
Ale ich prawdziwe pomniki
Zawsze tam będą, w pyle
I szarych popiołach i pagórkach
Wznoszących się nad ciałami, nad którymi
Nigdy nie wypowiedziano nawet słowa
I żadnej łzy nie uroniła płacząca matka
Lub drżąca siostra.
przełożył Bohdan Zadura
TO, O CZYM MOJA MATKA NIE CHCE ROZMAWIAĆ
Zaledwie siedemnastoletnia
z wiankiem kwiatów
we włosach
wraca
z pastwiska
pod lasem
gdzie krowy płyną
powoli
w mrocznej
chmurze kurzu
ciepłej i nieruchomej
jak sierpień
Znajduje swoją matkę
z przestrzelonym gardłem
odrąbane piersi siostry
w kurzu
obok stóp
martwe niemowlę
w kocu
To wszystko kończy się tam
nie w obozie
a tam
Spytaj ją
Machnie ręką
Powie jesteś głupcem
powie
jeśli dają ci jeść
jedz
jeśli biją
przełożył Bohdan Zadura
MELON
Kiedy patrzymy na melon błyszczący na stole
w porannym świetle, czemu nasze serca biją radośnie,
wyrywają się do niego tak właśnie, jak to robią? Czemu chcemy
naszkicować ten melon, zamknąć go w słowach
lub umieścić w krótkich melodycznych frazach?
Czasami, myślę, że robiąc tak, chcemy
w pewien sposób ten melon posiąść, nie w znaczeniu
kupienia, mam na myśli nie to,
lecz świadomość, że ten melon nie jest
częścią mnie, nie mnie, nie może być, w rzeczy samej, nigdy
bliżej mnie niż jest teraz,
w tej chwili, kiedy widzę go przed sobą
na stole jak mały świat, o którym śniłem
jako dziecko w piaskownicy snów,
i patrząc nań jak na ten świat, jestem przezeń wciągnięty
posiadany przez niego tak pewnie jak wiosna
bierze wzgórze, rozpuszczając je aż zima
przestaje znaczyć cokolwiek w jego życiu, aż skóra
jego utraconych liści jest niczym. Wówczas staję się
melonem, istnieję tylko po to aby podziwiać
jego piękno, jego lepką białą skórę i chłodną słodycz
jego Betlejem i Golgotę, istnieję tylko po to by podziwiać jego
odrębność i widzieć samego siebie jako jego część,
nigdy bliżej niego niż teraz, nigdy bardziej wolny
niż teraz z mego własnego miejsca czaszek.
przełożył Bohdan Zadura
Chciałbym odpowiedzieć wierszem Kamila Baczyńskiego
Niebo złote ci otworzę…
Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć
zielonymi listeczkami,
śpiewem jezior, zmierzchu graniem,
aż ukaże jądro mleczne
ptasi świt.
Ziemię twardą ci przemienię
w mleczów miękkich płynny lot,
wyprowadzę z rzeczy cienie,
które prężą się jak kot,
futrem iskrząc zwiną wszystko
w barwy burz, w serduszka listków,
w deszczów siwy splot.
I powietrza drżące strugi
jak z anielskiej strzechy dym
zmienię ci w aleje długie,
w brzóz przejrzystych śpiewny płyn,
aż zagrają jak wiolonczel
żal – różowe światła pnącze,
pszczelich skrzydeł hymn.
Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył.
15. VI. 1943 r.