Czesława Straszewicza język hiszpańsko-polski. Część 2.
Florian Śmieja
W „Katedrze sandwiczów” Straszewicz ukazał Polaków na ziemi urugwajskiej otoczonych przez żywioł hiszpański względnie latynoski i kazał im mówić swoistym językiem, który w dużej mierze stanowi o uroku tej osobliwej prozy.
W Punta Chata (Montevideo) kilku polskich marynarzy zeszło ze statku „Feliks Dzierżyński” i znalazło się wśród ludzi posługujących się nieznanym im językiem hiszpańskim. Chociaż znali już garść uniwersalnych słów i powiedzeń angielskich, takich jak „bicz” (beach – plaża, wybrzeże morskie), „go tu hel” (go to hell – idź do diabła), „fifty-fifty” (pół na pół), „tomigany (Tommy gun – pistolet maszynowy), „nersa” (nurse – pielęgniarka), „dżadż” (judge – sędzia), „biczykon” (beach comber – włóczący się po brzegu, włóczęga), „alrajt” (all right – w porządku), „mit-paj” (meat pie – pasztet, zapiekane mięso) czy „darling” (kochanie) – zmuszeni byli do pilnego nauczenia się najbardziej niezbędnych dla przeżycia i funkcjonowania w nowym otoczeniu hiszpańskich wyrażeń.
Były to w pierwszym rzędzie nazwy ichtiologiczne: pejerey, bagrey, palomiya, boriquita i anchoa pisane na przemian po hiszpańsku i fonetycznie po polsku: peherey, bagrej. Wiele hiszpańskich pojęć, głównie rzeczowników, autor wprowadził do swojej narracji celem uzyskania lokalnego kolorytu.
Polski czytelnik przyjmie niejeden bezwiednie, bez trudu, inne bardzo szybko: fiesta, amor (miłość), patio; hasmin (jasmin – jaśmin); cerveza (piwo) pisane tak jak się słowo wymawia, a więc servesa; grapa (wódka z wytłoczyn winogronowych); otra vuelta (jeszcze jedna kolejka); keryda (querida – kochanie, kochana); novia (narzeczona, dziewczyna); bicyklet (bicicleta – rower); wokabuler (vocabulario – słownik); mercado (mercado – targ); almacen (almacén – sklep); amicycja (amicicia – przyjaźń, znajomość, zażyłość); czuraski (churrasco – mięso pieczone na żarze, mięso smażone, befsztyk); puczero (puchero – potrawa mięsno-jarzynowa, zupa z mięsem); hornal (jornal – dniówka); gażega (gallego – Hiszpan emigrant, często emigrant z prowincji Galicia uchodzący za niezbyt mądrego); vergüenza (wstyd); basura (śmieci, nawóz, gnój) – ten rzeczownik jest w hiszpańskim rodzaju żeńskiego, ale Straszewicz użyje go jako masculinum, kiedy ma służyć na określenie mężczyzny – śmiecia: „z tu obecnym…basurą”; pedreguż (pedregoso, pedregal – kamienisty teren); kania (caña – wódka z trzciny cukrowej); cedula (cédula – dowód, dokument); rinkon (rincón – kąt, róg); patron (patrón – szef, pracodawca); mani (rodzaj orzeszka); pryncypalne mercado (mercado principal – główny, największy targ); pensión (pensión – w języku hiszpańskim rzeczownik rodzaju żeńskiego. Tu „ten pensión” to pewnie echo naszego „pensjonatu”; kiniela (quiniela loteria, bilet na loterię); picaflor (koliber); cze vos (che vos – ty, poufale); chau (cześć); notisja (noticia – wiadomość, informacja); zapatero (szewc); reparaciones (naprawa); arreglo (naprawa, sporządzanie); kaczi-baczi (cachivache – ladaco); arroz (ryż); bario (barrio – dzielnica, przedmieście); dolor (ból); kukaracza (cucaracha – karaluch); precios moderados (tanio, ceny umiarkowane); lio (lío – kłopot, problem); boliczu (boliche – sklep, kram); lomo (grzbiet, polędwica); krijoże (criollo – Kreol – urodzony w Ameryce biały); ażanamianto (allanamiento – rewizja domowa); cero-pelo (ogolony do skóry); hoy (dzisiaj); pajarito ( ptaszek, donosiciel); frakaso (fracaso – fiasko, ruina, rozbicie się); kawesa (cabeza – głowa); kontrabandzista (contrabanda – przemyt); chancho sucio (niechlujny wieprzu); malta (słód); eskritura (escritura – pismo, dokument, kontrakt); malvana (malvado – zły, nikczemny, przewrotny); tonterya (tontería – głupota); estrada (gościniec); faro (reflektor, latarnia, światło samochodu); sitio (siedzenie, miejsce); boka (boca – usta); carretera (szosa); linterna (latarnia); sentencja (sentencia – sąd, orzeczenie, słowo); mierda – (gówno); permiso – pozwolenie); municipio (magistrat); komedor (comedor – jadalnia, posiłki); amigowie (amigo – przyjaciel); importancia (ważność); eukalipta (eucalipto – drzewo eukaliptusowe); tinta (farba, barwa); kwadra (cuadra – blok domów); konfiterya (confitería – cukiernia); kolaborator (colaborador – kolaborant, współpracownik); zapaty (zapato – but); kontra i rekontra (contra y recontra).
Łatwo jest wyciągnąć wniosek, że Straszewicz chętnie używa rzeczowników, które polskiemu czytelnikowi nie nastręczają trudności i natychmiast je rozumie (patio, fiesta, linterna, amigo). Przy innych nie zawaha się posłużyć ich hiszpańską postacią. Powie „pod tego eukalipta”, bo po hiszpańsku jest eucalipto. Napisze „kolaborador”, bo po hiszpańsku brzmi to słowo colaborador. Mamy „akcydent” zamiast „wypadek”, bo w języku hiszpańskim jest accidente.
Oczywiście rzeczowniki te odmienia śmiało po polsku. A więc „amigowie”, „zapaty” (buty, liczba mnoga od zapato). Znajdziemy „seniorytki” i „fary” (liczba mnoga od faro – reflektor, latarnia samochodu), „na kawesę” (na głowę, cabeza – głowa), „do almacenu” (do sklepu, almacén – sklep), „w boliczu” (w kramie albo barze, boliche – sklep), „ o amorze” (o miłości – amor – miłość). Nie stroni od dosłownych przekładów i używa kalek.
Tytuł noweli brzmi „Katedra Sandwiczów”, bo po hiszpańsku to Catedral de los sandviches. Podobnie napisze „w sekcji” zamiast „na policji”, bo znajduje sección. Także użyje wyrażenia „zdrowie publiczne” na Salud pública. Zdarza się, że posłuży się rzeczownikiem, który po polsku co innego oznacza, ale można się bez trudu domyślić jego innego znaczenia: „molestowanie” (molestar) to „naprzykrzanie się, przeszkadzanie, granie na nerwach”.
W tekście opowieści znajdziemy częste wtręty hiszpańskie, zazwyczaj pojedyncze słowa takie jak mira (popatrz, spójrz); novia mía (moja dziewczyno, kobieto); enseguida (natychmiast, już); pero (ale); seguro (pewnie, oczywiście); sí (tak, owszem); claro (jasne); sí, señor (tak jest); caracoles (do licha); vamos (ejże); caramba (do diabła, a niech to…); te digo (mówię ci). Niekiedy spotykamy całe zwroty w języku hiszpańskim: „keryda como te wa” (querida, cómo te va – kochanie, jak ci idzie, jak się masz); „diviertese bien” (diviértase bien – życzę dobrej zabawy); dejate de joder, chancho sucio (przestań „pierdolić” nieczysty wieprzu, świński ryju); que vayan a la mierda (niech idą do diabła). W noweli znalazł się nawet dłuższy cytat po hiszpańsku, zwrotka popularnej piosenki.
O wiele oszczędniej niż rzeczowników używa Straszewicz hiszpańskich czasowników. Bohater noweli potrafi powiedzieć swojej kochance te gusta, czyli „podoba ci się”? Na ogół jednak czasowniki te pochodzą z żelaznego repertuaru słów emigrantów pod każdą szerokością geograficzną, którym po pewnym czasie łatwiej przychodzi na język lokalne słowo wprzęgane w znane sobie gramatyczne struktury. Jeżeli dla przykładu słowo hiszpańskie aprovechar znaczy tyle co „używać, korzystać z czegoś”, to w ustach przybyłego Polaka staje się czasownikiem „aproweczować” i odmienia się bez trudu jak polski czasownik. „Tokuje” od „tokować” pochodzi od hiszpańskiego tocar, czyli „dotykać”. Podobnie buscar (szukać) przeobrazi się w „buskałem i znalazłem” w ustach polskich w Urugwaju. Jeśli prowadzić samochód to manejar, polski emigrant powie w pierwszej osobie „manehuję”. Znajdziemy też „skobruje” od cobrar (zarobić, brać zapłatę) z polskim przedrostkiem „s”, by zaznaczyć czas dokonany. W innym miejscu czytamy „jeśli szef sfrakasuje” (fracasar – przegrać, nie udać się, nawalić).
Ponadto w jednym miejscu zauważymy typową dla języka hiszpańskiego składnię, kiedy zamiast powtórzenia tego samego czasownika, używa się słowa „tak” – sí.
Nikt w Punta Chata o Strupie nie pamiętał, ale o jego fortunie tak ”– zamiast „o jego fortunie, owszem, pamiętano.
Straszewicz posługuje się niekiedy przymiotnikami urabianymi od rzeczowników hiszpańskich na polską modłę. Skoro jest mierda (gówno), to mamy i „mierdowaty”. Od miejscowości Punta Chata powstała „czateńska ziemia”; od criollo – mamy „krijożowskich cudów”, od quiniela – „kinielowa karteczka”; od alquitrán, smoła, pochodzi „bomba alkitranowa”. Rozpoznawalnego przymiotnika principal dało się bez trudu użyć w wyrażeniu „pryncypalne mercada”.
Ponadto spotykamy odezwania się typu enseguida (już się robi, zaraz), entonces (wtedy, w takim razie), adelante (naprzód, rusz się) czy „no aj kaso” (no hay caso – nie szkodzi, nie ma sprawy, to drobnostka).
Makaroniczne zdania wypadają bardzo efektownie: „Que te vayas, cholera, a la mierda!” (A idźże, cholera, do diabła) czy „pareha była jak w cinie pero…” (para była jak z filmu, ale); „Que Dios los ayuda, rycerscy Polacy” (poprawniej: les ayude… – Niech Bóg was wspomoże); „Czy ty, vos, coś z tego rozumiesz”; „Andate – Wiesio się wściekł – idź won chancho sucio!”
Wszystko na to wskazuje, że w tej samej konwencji powstałaby także zapowiadana powieść, której jeden rozdział ukazał się w „Kulturze” (93/94, 1955). Straszewicz swoisty język polsko-hiszpański utrzymał i zamierzał dalej w nim eksperymentować. Czytamy, dla przykładu, „Caballo był puci syn”. Polski przymiotnik „puci” od hiszpańskiego słowa puta (kurwa) daje polonijną wersję niezbywalnego rodzimego epitetu.
Straszewicz zamierzał pisać książkę o Ameryce Południowej językiem, który sam tworzył, swego rodzaju volapükiem polsko-hiszpańskim. Ten język mnie zafascynował – pisał Jerzy Giedroyć.
Zapowiedzianej książki Straszewicz w końcu napisać nie zdążył, choć ukazał się jej fragment świadczący o zamierzeniu na większą skalę. Nie umiem powiedzieć, czy pozostały jakieś rękopisy. Niemniej, to co stworzył, zaliczyć trzeba niewątpliwie do jego niezwykle udanych, znakomitych i niezapomnianych dokonań językowych i stylistycznych. Żałować należy, że autorowi nie udało się już napisać ich więcej.
Witold Gombrowicz, z którym Straszewicz toczył polemiki, napisał wprawdzie z przekąsem, że w jego noweli widział:
[…]wczorajszą polskość oderwaną od podłoża i promieniującą w próżni, działającą z rozpędu,
docenił jednak jej humor. Osobliwy język polsko-hiszpański jest, sądzę, tego komizmu ważnym składnikiem.