Henryka Wańka język krajobrazu

Korespondencja  z Polski

Rozmowa Krystyny Lenkowskiej z pisarzem i malarzem Henrykiem Wańkiem o literackich fascynacjach, sztuce, Zdzisławie Beksińskim i krajobrazach kulturowych Śląska i Podkarpacia.

Krystyna Lenkowska: Jesteś erudytą, „osobowością renesansową”: malarzem, eseistą, prozaikiem, twórcą scenografii teatralnych i filmowych, autorem plakatów. Fascynujesz się, a co najmniej fascynowałeś, kulturą Dalekiego Wschodu, mistyką, ezoteryzmem, okultyzmem, gnozą.

Henryk Waniek
Henryk Waniek

Henryk Waniek: Czy zasługuję na tak miłe słowa? Szczególnie onieśmiela mnie ów „człowiek renesansu”. Jestem przekonany, że każda ludzka istota – ludzka, powtarzam, a nie tylko człekokształtna – potencjalnie jest wszystkim. Coś jednak sprawia, że zalążki geniuszu, które posiada w dzieciństwie, maleją, obumierają, rozpraszają się i w rezultacie, zamiast Arthurem Schopenhauerem, Albertem Einsteinem lub Piotrem Czajkowskim, zostaje jakąś anonimową bidulką. Dlaczego?

Spośród niezliczonych odpowiedzi wybrałbym tę jedną – zabrakło odrobiny szczęścia. Może też odwagi bycia. Na pewno miałem więcej szczęścia niż odwagi. Ale gdzież mi tam do Czajkowskiego czy Schopenhauera! A tym bardziej do „człowieka renesansu”. Swoją drogą, w wieku XV czy XVI czułbym się chyba lepiej niż w naszej współczesności.

Istotnie, zajmowałem się różnymi rzeczami  z mniejszym czy większym powodzeniem. Podejmowałem rozmaite próby. Przed niektórymi się cofałem. Inne kończyły się porażką, lub zniechęceniem. I w konsekwencji jestem, gdzie jestem oraz taki, jaki jestem. Żaden „człowiek renesansu”.

Co zaś dotyczy moich fascynacji ezoteryką, gnozą, i tak dalej, nie może być inaczej, skoro świat i życie to zjawiska z gruntu tajemnicze. Ludzie, którzy nabierają się na racjonalizm, budzą we mnie tkliwe współczucie. Chyba jestem agnostykiem, ale gdyby ktoś mnie przyparł do muru pytaniem, jaką religię mogę zaakceptować, byłby to buddyzm. Tak. Uważam się za buddystę-apostatę, nie widzącego dla siebie miejsca w tych jakże modnych azylach, gdzie śpiewa się sutry i pali kadzidełka.

KL: Czy właśnie dzięki dystansowi swojej apostazji mogłeś tak wnikliwie rozpracować w „Sprawie Hermesa” tę tajną inkwizytorską komisję grupy teologów, którzy zmienili XVIII-wieczne Prusy w najbardziej chrześcijańskie państwo świata?

HW: Nie było w tym żadnej wnikliwości. Raczej przypadek, jeśli ktoś wierzy w przypadki. To się zaczęło od szpargałowatej książeczki, na którą trafiłem we wrocławskim antykwariacie. Jak wiesz, jestem wyczulony na hasło „Hermes”, które się tam pojawiało na prawie 120 stronach. Nabyłem ją i w trakcie lektury okazało się, że po pierwsze, chodzi o innego Hermesa, a po drugie, że dotyczy mało znanej afery na dworze pruskim. Miała ona miejsce akurat wtedy, gdy XVIII-wieczną Polskę rozbierano po raz drugi. Kres tej zuchwałej aferze położyła śmierć króla Fryderyka Wilhelma III. Napisałem o tym esej Inny Hermes, który znalazł się w zbiorze pod tym samym tytułem.

Gdy Wydawnictwo Literackie zaproponowało mi wydanie książki, postanowiłem użyć tej historii rozszerzonej o wątki uboczne. Wyszedł z tego obraz teologii pomieszanej z polityką, co jest najbardziej niesmaczną mieszanką. Ale w protestanckich Prusach żaden fundamentalizm religijny na dłuższą metę nie ma szans. Więc aktywność Daniela Hermanna Hermesa była krótka i do historii przeszła jako wstydliwy eksces. Napisałem na poły fantastyczną, trochę żartobliwą opowieść, dziejącą się w zaświatach, gdzie rozpatruje się ziemskie grzeszki bogobojnych spryciarzy. Ale w polskiej, jakże ludowej religijności, zaświaty na modłę pruską są nie do pomyślenia. Zabawne, że z kolei Niemcy, którzy przeczytali tę książkę, uznali, że traktuje ona kpiąco niemieckie symbole i ideały. Ktoś tam w dziale promocji WL-u dopatrzył się nawet aluzyjności do ówczesnych rządów Prawa i Sprawiedliwości, i upstrzył okładkę stosownymi sloganami, ale było to skojarzenie chybione.

Henryk Waniek, Brama do ogrodu, olej na płótnie.
Henryk Waniek, Brama do ogrodu, olej na płótnie.

KL: A swoją drogą, aspekt niemieckości to też twój znak rozpoznawczy. Weźmy choćby twoją pierwszą powieść, też z elementami fantazji pt. „Dziady berlińskie” i ostatnią „Obcy w kraju urodzenia”, w której protagonista jest niemieckim dziennikarzem. Jednak najbardziej znany jesteś jako świetny malarz i pisarz śląski, „górnik śląskiej kultury”, jak powtarza Magdalena Rabizo-Birek w swoich recenzjach. Czy ta specjalizacja wynika bardziej z lokalnego patriotyzmu czy raczej z chęci, wręcz misji, pokazania światu jak mało znane, lecz arcyciekawe i promieniujące, jest Śląsko-Silesia-Schlesien, twoja Ziemia Święta, miejsce na skrzyżowaniu kultur, zwłaszcza polskiej i niemieckiej? Ale też kultury Czechów, Żydów, Łużyczan.

HW: No tak, na gruncie śląskim czuję się lepiej i pewniej. (…)  Przesadzę – ale niewiele – jeśli powiem, że od wielu lat jedyną rzeczą, która mnie obchodzi jest właśnie Śląsk. Paradoksalnie, wyrok w tej sprawie zapadł w jakiś czas po tym, jak się stamtąd wyprowadziłem. Było to pewnie potrzebne, by moje widzenie objęło jego całość, z bliska nie tak widoczną. (…) Nieco pretensjonalnie mógłbym powiedzieć, że moją ojczyzną jest prawda. Inną sprawą jest, czy w naszym świecie prawda jest artykułem pierwszej potrzeby. Już nauczyliśmy się oddychać pozorem, fikcją, kłamstwem w żywe oczy. No więc opowiadam ten Śląsk, w różnych wymiarach – współczesnym, historycznym, subiektywnym, społecznym, realnym i baśniowym. Ale w tym prowicjonalnym zapatrzeniu odnajduję sprawy zasadnicze nie tylko dla Śląska.

KL: Jak byś opisał swój prywatny potop, po którym pejzaż nie był ci już potrzebny? Czy słowa, które wypowiada postać przywodząca na myśl Witkacego w „Finis Silesiae” na temat pożaru, potopu swojego świata krajobrazów jest też twoim zakamuflowanym wyznaniem zwątpienia?

HW: Nie powiedziałbym, że kiedyś stanął mi na drodze większy kataklizm; potop, trzęsienie ziemi czy wewnętrzna ruina. Staram się być – na ile to możliwe – namiętnym czytelnikiem świata, ale tak, by namiętność nie pozbawiała rozsądku. Księga świata jest pisana różnymi językami, z nich najbliższy dla mnie jest język krajobrazu. I w tym sensie nigdy nie przestał mi być potrzebny. Ludzkie losy, tła polityczne, archiwa pamięci rodzinnej czy kolektywnej, to tereny emocji, łatwe do świadomych lub nieświadomych zniekształceń.

Krajobraz natomiast mówi o rzeczywistości i ludziach znacznie więcej, niż oni sami chcieliby o sobie powiedzieć. Wspominasz o tej postaci z powieści Finis Silesiae, którą rozpoznajesz jako Witkacego, bo rzeczywiście o nim myślałem, choć go nie nazwałem. Więc i ja, oczywiście, nie jestem optymistą. Jeśli ktoś psuje świat, to najbardziej optymiści. Nie mógłbym tylko powiedzieć, że jestem – jak Witkacy – katastrofistą. Ale bardzo go cenię. Nie za to akurat, czym tak się podniecają habilitowani entuzjaści i wielbiciele jego grymasów. Według mnie wielkość Witkacego tkwi w jego egzystencjalnej tragedii. Był trzeźwym świadkiem nędzy duchowej międzywojennego dwudziestolecia, usiłującym jako terapeuta służyć swemu krajowi. Bezskutecznie. Niemyte dusze, jego niewątpliwie największe dzieło, traktowano jak jeszcze jeden wybryk skandalisty. Niesłusznie.

Henryk Waniek, Cztery strony świata.
Henryk Waniek, Cztery strony świata.

KL: Interesują mnie twoje młodzieńcze początki artystyczne. Jak się zaczął Waniek malarz, pisarz? Czy od grupy Fantazos na ASP w Krakowie? Jaki wpływ miała silna grupa ezoteryczna ONEIRON na twój rozwój jako młodego artysty?

HW: Początki zawsze ukrywają się w mgłach dzieciństwa; wyłaniają się z jego zabaw i gier, a później toczy się to jakimś zagadkowym duktem. Spotykamy różnych ludzi, coś otrzymujemy, coś ofiarujemy, rozstajemy się, idziemy dalej. Szkoły, towarzyskie sojusze, związki są tylko milowymi słupami na tej drodze. Historia – zresztą niedługa – grupy Fantazos, to temat na długą opowieść, którą trzeba by zacząć w latach 50., w katowickim i bielskim Liceum Plastycznym, którego uczniami byli Michał Józefowicz, Henryk Ziembicki, Barbara Białasik i ja sam. Już wtedy kiełkowały w nas idee, które rozwinęły się podczas studiów w Akademii Sztuk Pięknych  Z ideą tej grupy wystąpił Henryk Ziembicki i był jej tak wierny, że gdy wszystko się rozsypało, zmienił nawet swoje nazwisko na Fantazos i jako taki jest artystycznie aktywny gdzieś w USA. Zasadniczo byłem i nadal jestem sceptyczny wobec wszelkich „grup artystycznych”, oraz doktryn. Bo ostatecznie warunkiem twórczości jest samotność.

Ale później, w tych szarych i strasznych latach 60., na tym nieludzkim Górnym Śląsku, jakimś cudem doszło do spotkania pięciu osób, których postawy i pragnienia były dość zbieżne: Urszula Broll-Urbanowicz, Antoni Halor, Zygmunt Stuchlik, Andrzej Urbanowicz oraz ja. Stworzyliśmy jedyną w swoim rodzaju, niezależną od oficjalnej polityki kulturalnej, manufakturę idei. Ale nie była to żadna grupa artystyczna i przynajmniej na początku nie mieliśmy zamiaru działać publicznie. Jednym z projektów było kolektywne wykonywanie tzw. Czarnych Kart i gdy już powstało tych 25 obrazów, pojawił się pomysł by je zademonstrować na wystawach. I dopiero wtedy – początek lat 70. – powołaliśmy ex post tę grupę, wraz z nazwą ONEIRON. Zresztą niebawem nasz kolektyw też się rozpadł. Ale wcześniej wokół naszego pięcioosobowego rdzenia gromadził się „drugi krąg” przyjaciół i kibiców – malarze, pisarze i poeci, kompozytorzy, nieokreślonego typu hipisi, krótko mówiąc – ludzie kontrkultury. Moje spotkanie z Andrzejem Urbanowiczem uważam za jeden z tych cudów, które się jednak zdarzają.

Henryk Waniek, Trzecia forma, olej/płyta, Miejska Galeria Sztuki w Łodzi.
Henryk Waniek, Trzecia forma, olej/płyta, Miejska Galeria Sztuki w Łodzi.

KL: W biograficznej książce o Zdzisławie Beksińskim, autorka Magdalena Grzebałkowska wspomina wiele razy twoją osobę. Jak ty sam możesz odnieść się do swojej relacji z Beksińskim i ewentualnie do faktów z tej książki?

HW: Grzebałkowska przepytała dwadzieścia albo trzydzieści osób, szperała po archiwach, zgłębiała listy Beksińskiego i tak dalej. Napisała solidną książkę, ale moje odczucia są dość mieszane. Byłoby chyba podobnie gdybym brał udział – powiedzmy – w bitwie pod Grunwaldem, a potem przeczytał Krzyżaków.  A już zdecydowanie odrzucam bardzo podejrzany film Ostatnia rodzina. Powiem krótko, żerowanie na medialnej stronie dramatów, jakie się zdarzyły w rodzinie Beksińskich uważam za rzecz niegodną. Moja zażyłość ze Zdzisławem, Zosią, jego żoną i Tomkiem, ich synem, datowała się od roku 1968 i trwała aż do końca, jakkolwiek po śmierci Tomka znacznie ostygła, głównie za sprawą demonicznego dobroczyńcy Zdzisława. Gdy Grzebałkowska skontaktowała się ze mną, za fakt obiecujący uznałem to, że ktoś mnie wyręcza. Bo sam zmagałem się z wewnętrzną potrzebą opisania tego złożonego przypadku. Ale to mnie przerastało, pomijając, że miałem inne zadania. No i przecież Wydawnictwo Znak zwróciło się do Grzebałkowskiej, czego rezultatem jest „prawda” z drugiej ręki, trochę jak z magla. To się u nas nazywa „literatura faktu” i trochę mnie dziwi królowanie jej mitu.

KL: A propos mód i mitów. Doświadczamy ostatnio istnego szaleństwa wokół Davida Hockney’a. Mnie osobiście on też zachwyca, choć nie lubię ani modnych pisarzy ani artystów. Przypadkiem poznałam jego malarstwo mieszkając w Bradford w latach 90. A co ty sądzisz o Hockney’u?

Henryk Waniek
Henryk Waniek

HW: Ja też jestem ostrożny wobec „szlagierów sezonu”, ale Hockney to przyzwoity malarz, który nie nabrał się na hura-modernizm. Czasami flirtuje z „nowoczesnością”, ale widać, że mu to nie pasuje. Właściwie nie budzi we mnie odrazy takiej jak na przykład amerykańscy spryciarze pop-artu z Warholem na czele. W końcu jednak to tylko sprawa gustu. Czy obrazy Hockneya otwierają mi na coś oczy? Nie. Mogę popatrzeć, pokiwać głową, pójść dalej.

KL: Z kręgu artystów współczesnych przejdźmy do tematu mistrza. Podobno prof. Zbigniew Kowalewski był twoim mistrzem na akademii. Wspominałeś kiedyś, że podziwiasz śląskiego malarza naiwnego Erwina Sówkę. W twojej prozie powtarzają się takie nazwiska jak Bosch, Rembrandt, Dirk Bouts. Zaś inne niż malarskie dziedziny reprezentują Platon, Pitagoras, Marek Aureliusz, Swedenborg, Jakub Böhme, Blake, Mircea Eliade, Jung, Bachelard, Huxley, Orwell. Proszę o wypowiedź na temat pt. „mój mistrz”?

HW: To bardzo trudne pytanie, bo jeśli „mistrz” ma być synonimem wzoru działania, nauczyciela, którego należy naśladować i ewentualnie prześcignąć, nic mi nie przychodzi do głowy. Tym bardziej, że niektóre z nazwisk, jakie przywołujesz są mi z gruntu obce. Mało mnie obchodzi Orwell czy Blake, Swedenborg czy Rembrandt. Wspomniany Zbigniew Kowalewski, którego szczerze podziwiałem i kochałem, któremu wiele zawdzięczam, nie kwalifikował się na trenera. Był człowiekiem zbyt uczciwym, by zgrywać się na mistrza. A Erwin Sówka to jest przypadek szczególny. On również jest przede wszystkim człowiekiem. Maluje z solidnością chyba podobną do tej, z jaką jako górnik wydobywał węgiel. A w dodatku, to poważny myśliciel. Małgorzata Szejnert na zakończenie swego Czarnego ogrodu  cytuje słowa Sówki. Uważam je za najbardziej wartościowe w całej książce. Aż mnie korci, by je tu zacytować, ale kto ciekawy, niech tam zajrzy. Natomiast w tej litanii moich rzeczywistych i rzekomych idoli nie wymieniłaś postaci o wielkim dla mnie znaczeniu, która mogłaby być moim „mistrzem”, gdybym się z urodzeniem nie spóźnił o przeszło 100 lat. Więc niech pozostanie bezimienna.

KL: Gdyby nie ta liczba, zgadywałabym, że chodzi o Caspra Davida Friedriecha, malarza okresu romantyzmu, też miłośnika Sudetów. Pewnie ta fascynująca postać pozostanie dziś dla mnie tajemnicą. A czy tajemnicze toposy takie jak Tęcza, Mapa, Liczba 37, Droga, Krajobraz, Postać Hermesa to twoje fascynacje czy już artystyczne „obsesje”?

HW: Liczba jest w całkowitym porządku. Urodziłem się w roku 1942, a C.D. Friedrich umarł w 1840. Nie był aż tak wielkim miłośnikiem Sudetów, jak się wydawało jego miłośnikom w czasach Trzeciej Rzeszy. Jeśli malarstwo, które dzisiaj jest już dyscypliną upadłą, kiedykolwiek się odrodzi, to sztuka Friedricha będzie najlepszym wzorem. Jego pejzaże to są po prostu obrazy czystego sacrum, po odrzuceniu całej tej podejrzanej emblematyki religijnej. Co zaś do pozostałych drobiazgów o które pytasz, powiem tylko, że są to tematy dość obszernych tekstów, które opublikowałem w tych kilku eseistycznych zbiorach, jakie się ukazały. Choćbym stawał na głowie, nie zdołam, ani nie chcę ich streszczać. Odsyłam do lektury. Czy obsesje? Zapewne. Ale też fascynacje. Przedmioty badań. Tematy rozważań. A do tego, punkty orientacyjne w chaosie świata. Drogowskazy.

KL: Czyli jednak Friedrich. Porównywałam Wasze daty urodzin, stąd to zawahanie. Kontynuując temat fascynacji, skoncentrujmy się więc „tylko” na toposie Drogi. Czy głównym powodem porzucenia malarstwa jest twoja fascynacja motywem wędrówki, której więcej przestrzeni oferuje pisarstwo?

HW: Wiesz, to może nieskromnie zabrzmi, ale to co miałem do namalowania, już zrobiłem. I wystarczy. Nie będę się dożywotnio powtarzał, co tak chętnie czynią malarze i „malarze”. Oczywiście, sama czynność malowania jest boska. Przepadam za tym i jeśli zdarzy się wolna chwila, już coś rysuję lub maluję. Ale tym nie będę przecież ludziom zawracał głowy. Niech to robią inni, lepsi ode mnie, bo na świecie nie brak malarzy. Są jednak sprawy, których się nie da namalować. Które trzeba napisać. Tyle, że już pisanie nie jest czynnością boską. To czarna harówka, mordęga i cierpienie. Obraz czasami maluje się sam. A tekst sam się nie napisze. Nie muszę ci przecież tłumaczyć.

Henryk Waniek, Odlot XVII.
Henryk Waniek, Odlot XVII.

KL: Czy pisząc łatwiej otworzyć się na tajemnicę istnienia by zbliżyć się do harmonia mundi? Przecież twoje malarstwo określa się mianem malarstwa metafizycznego. Mnie ono napawa niepokojem i przeczuciem czegoś co jest za „brzegiem świata widzialnego i przedstawionego”[1]. Czy ten ludzki lęk przed nicością stoi w sprzeczności z poszukiwaniem harmonii?

HW: Ach, te przymiotniki – „metafizyczne”, „magiczne”, „tajemnicze”. Tymczasem sprawa jest w najwyższym stopniu prosta. W ogóle nie interesowało mnie malarstwo, malarskość, forma artystyczna i te wszystkie „duperele”. Mnie interesowało tworzenie obrazów. A nawet nie tworzenie, bo jest to słowo nieznośnie pretensjonalne, więc powiedzmy raczej, że starałem się czynić obrazy widzialnymi. Skutki tych usiłowań były różne; czasem zadowolenie, czasem wstyd. Jeśli były to obrazy harmonii, stawiałem sobie ocenę celującą i zaczynałem od nowa. Harmonia – powiedzmy nawet, że harmonia mundi – to wyobrażony ideał, według którego warto sobie organizować życie. Ale to jest zadanie dla nielicznych. Nie dla tych, którzy chcą, mogą, muszą żyć na chybił trafił.

KL: Nie używam przymiotników „magiczny” ani „tajemniczy” wobec Literatury  i Sztuki. Co innego przymiotnik „metafizyczny” i rzeczownik „tajemnica”. A propos słów, czy twoje obrazy zawierające inskrypcje, wszelkiego rodzaju semantykę, wątki literackie, były przeczuciem rozmachu twojej ekspresji pisarskiej?

HW: W moim dzieciństwie obraz i słowo stanowiły jedność. Nauczyłem się czytać około czwartego roku życia, bo ciekawiły mnie teksty pod obrazkami komiksu, który zawzięcie badałem. Rysowałem i pisałem równocześnie. Czasem bardziej zajmowało mnie to, czasem tamto. I tak już zostało. Z pismem jednak łączyły się pewne tajemnice. W bibliotece mojego dziadka był niezwykły leksykon, pełen rycin i barwnych obrazków. Ale niemiecki, drukowany czcionką frakturową. Należało ją czym prędzej poznać. W szkole mieliśmy język rosyjski i jego egzotyczne bukwy. Obce języki i różne pisma – to mnie zawsze poruszało. Niestety, w trakcie edukacji artystycznej usiłowano nam obrzydzać wszelką „literackość” w obrazie. Nic dziwnego, że wyrosły z tego całe generacje artystycznych półgłówków. W moim odczuciu obraz i słowo zawsze stanowiły jedność. Są języki – na przykład grecki, rosyjski czy chiński – gdzie ten sam czasownik określa pisanie i malowanie. Nawiasem mówiąc, jest zjawiskiem nagminnym, że malarze zabierają się za pisanie, a pisarze z kolei za malowanie. Zastanawiający fenomen. Ktoś się powinien z tego doktoryzować.

Henryk Waniek, Podwójność.
Henryk Waniek, Podwójność.

KL: Spotykamy się w tym wywiadzie pod pretekstem tematu „dziedzictwo krajobrazu, krajobraz dziedzictwa”. Ty bardzo wcześnie odkryłeś szczególne możliwości ekspresji jakie daje pejzaż, górski pejzaż Sudetów z Górą Ślężą, krajobraz Karkonoszy, Gór Izerskich i Kotliny Kłodzkiej. Czy aby było odwrotnie i to pejzaż śląski, jego genius loci, wybrał cię na swojego odkrywcę, idąc nieco prowokacyjnie tropem metafizycznym?

HW: Już wspominałem o moim „zaczytaniu się” w krajobrazach i to nie tylko tych ulubionych i wybranych. Właściwie chodzi raczej o „miejsce”, czyli tę część przestrzeni, przez którą człowiek volens-nolens określa swą tożsamość, nawet jeśli jest to tylko miejsce wyobrażone, utracone lub porzucone. Miejsce-krajobraz jest immanentną cząstką ludzkiego ducha, a duch, wiadomo – flat ubi vult. W moim szwendaniu się po górzystym krajobrazie Sudetów jest wiele eskapizmu, są to wyprawy poza nasz świat trywialny i czas bieżący. Innych kuszą antypody, tak jak mnie kiedyś, dopóki nie zauważyłem, że to wszystko, a nawet więcej, jest tuż-tuż. I jak tu o tym nie pisać?

(…)

KL: Twoja tetralogia eseistyczna: Hermes w Górach śląskich (1994), Opis podróży mistycznej z Oświęcimia do Zgorzelca 1257 – 1957 (1996), Pitagoras na trawie (1997), Inny Hermes (2001), a także twoja powieść Finis Silesiae (2003) oraz obrazy, to wszystko krajobraz Śląska. Naturalny, mentalny, duchowy. Krajobraz tej ziemi i twój własny krajobraz wewnętrzny. Jak się zmienia, jak godzi sprzeczności, malarz i pisarz pod wpływem tropienia zagadek tego pejzażu, jego tajemnic bytu, odkrywania tego, co ukryte?

HW: Znowu mnie chyba przeceniasz. Jestem zaledwie kopistą, żeruję na cudzych doświadczeniach, mieszam je ze swoimi, odkrywam jedynie rzeczy jawne. Jestem też zapewne trochę nawiedzony i mam na Śląsku swoje miejsca intymne, ale z tego też nie czynię wielkiej tajemnicy. Nadzwyczajność tego krajobrazu jest w pewnej mierze wzmocniona przez moją emfazę. Tak jak ktoś inny może ad dies vitae być zakochany w Wilnie czy Stanisławowie. A miłość zaślepiona widzi coś więcej, jak też czegoś innego w ogóle nie widzi. Tyle, że krajobraz (bardziej niż ostatnia historia) Śląska, przy swoim całym zróżnicowaniu, ma na moją percepcję wpływ scalający. Czuję się mentalnie i duchowo zintegrowany wiedząc, że należę do tej przestrzeni, która od 2000 lat, a pewnie dłużej, w prawie niezmienionym kształcie geograficznym trwa, upada i odżywa w paśmie między Odrą a Sudetami.

KL: A co możesz powiedzieć o krajobrazie Rzeszowa, Podkarpacia? Czy, poza Beksińskim, miałeś lub masz ważne związki z tym miejscem? Wizualne, pisarskie, duchowe, towarzyskie?

HW: To chyba w roku 1955 pierwszy raz w życiu spędziłem okrągły miesiąc w Jaśle na obozie artystycznym młodzieży śląskiej. Jasło było bardzo zniszczone, ale Krosno, Glinnik Mariampolski, Jedlicze, Gorlice – wszystko to i inne miejsca, których już nie pamiętam, dokładnie spenetrowaliśmy. Zabawne, ale właśnie wtedy w Jaśle zacząłem myśleć o fachu malarskim. W latach późniejszych doszły Bieszczady z ich tragiczną pustką. Także Jarosław ze swoim legendarnym Liceum Plastycznym, gdzie miałem wielu kolegów. Nie przeoczyłem też Przemyśla i mogę powiedzieć, że – choć to dla mnie były geograficzne antypody – czułem magnetyzm tych okolic. Z końcem lat 60., gdy zaczęła się nasza komitywa ze Zdzisławem Beksińskim, Sanok stał się miejscem regularnych pielgrzymek. I ostatecznie – choć Beksiński umknął stamtąd, odwrotnie niż jego syn Tomek, który psychicznie nigdy Sanoka nie opuścił – to miejsce pozostaje dla mnie ciągle symbolem o wielkim ciężarze. Czuję to również poprzez sentyment do poezji Janusza Szubera, ale też mnóstwa osób, które Sanokowi wystawiają znakomite świadectwo. Nie muszę dodawać, jak wysoko cenię pisarstwo Mariana Pankowskiego z Sanoka.

Byłem jedną z dwóch osób, które w sierpniu 1968 odprowadzało do pociągu udającego się na emigrację Kalmana Segala, sanoczanina, który od wczesnych lat powojennych ubarwiał dość mizerne życie literackie Katowic. Nie będzie to czystą kurtuazją, jeśli powiem, że znając ten region dość powierzchownie, wyczuwam pewne jego pokrewieństwo ze Śląskiem już to przez podobny krajobraz, już to przez kulturową i etniczną złożoność. Może szkoda, że archiwum emigracyjnego pisarza ze Śląska, Jana Darowskiego, ostatecznie trafiło do Uniwersytetu Rzeszowskiego a nie do Katowic, ale nie wyobrażam sobie by tą spuścizną zajęli się tam równie czule i troskliwie, jak się to stało w Rzeszowie, cenionym zresztą przez innego Ślązaka, poetę i tłumacza mieszkającego w Toronto, Floriana Śmieję. W każdym razie już wielokrotnie miałem okazję stwierdzić, że w Rzeszowie czuję się dobrze.

[1] Katalog wystawy: H. Waniek, Obrazy utracone, obrazy odzyskane.




Wybitni Polacy na plakatach reklamowych Lwowa

Lwów, fot. pinterest.
Lwów, fot. pinterest.

Eugeniusz Sało

Z inicjatywy ukraińskiej organizacji społecznej „ContrForce”, działającej we Lwowie, od czerwca br. ruszył projekt pt. „Duma miasta”. Polega on na tym, że przez miesiąc na billboardach i na citylightach Lwowa można będzie zobaczyć znaną postać, która była związana ze Lwowem. Projekt jest realizowany we współpracy z wydziałem promocji Lwowskiej Rady Miejskiej.

Wielokulturowość Lwowa tworzyli artyści i naukowcy różnych narodowości, których wkład dzisiaj, niestety, jest zapomniany. Za pomocą niestandardowych stylistycznych rozwiązań oraz zabawnych atrybutów pragniemy zwrócić uwagę młodzieży na te osobowości. Postacie wybitnych lwowian staramy się wybierać na podstawie pamiętnych dat lub rocznic

– powiedziała pomysłodawczyni akcji Anna Korżewa, prezes organizacji społecznej „ContrForce”.

Akcja ruszyła w czerwcu, a pierwszą osobą został wybitny polski kompozytor i skrzypek-wirtuoz Karol Lipiński. Chociaż urodził się w Radzyniu Podlaskim, to przez 40 lat (1799–1839) pracował we Lwowie jako dyrygent, a potem dyrektor orkiestry. To właśnie we Lwowie powstała zdecydowana większość jego utworów muzycznych. Twórcą plakatu został lwowski architekt i malarz Wołodymyr Skołozdra, sekretarz organizacji społecznej „ContrForce”.

W lipcu pojawiły się billboardy w nowym designe młodej artystki-grafik ze Lwowa Ewy Hrynyk. A pojawił się na nich ukraiński poeta i prozaik pochodzący z Łemkowszczyzny – Bohdan Ihor Antonycz. Młody geniusz zmarł we Lwowie w wieku 28 lat w wyniku zapalenia płuc. 6 lipca obchodzono 80. rocznicę śmierci tego mało znanego poety.

W sierpniu pojawił się kolejny Polak ze Lwowa – światowej sławy matematyk, założyciel lwowskiej szkoły matematycznej Stefan Banach. Urodził się w Krakowie, ale do końca życia pozostał we Lwowie. Zmarł 31 sierpnia 1945 roku i jest pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim w grobowcu rodziny Riedlów.

Cała matematyka lwowska okresu międzywojennego związana jest z nazwiskiem Banacha. Jest on najbardziej znaną postacią polskiej i lwowskiej matematyki wszechczasów

– powiedział znawca twórczości Stefana Banacha prof. Jarosław Prytuła.

Planujemy, że projekt będzie długotrwały. Liczymy na dalsze wsparcie Lwowskiej Rady Miejskiej, ponieważ jesteśmy pewni, że projekt „Duma miasta” jest ważny dla lwowian i gości miasta oraz odgrywa doniosłą rolę w promowaniu naszego wspólnego dziedzictwa kulturowego

– powiedziała Anna Korżewa, prezes organizacji społecznej „ContrForce”.

Pomysłodawczyni akcji zaznaczyła, że do końca roku zobaczymy kolejne billboardy z wybitnymi lwowiakami. Nie zdradziła jednak, jakie postacie zobaczymy tym razem.

Na razie będą to wybitni lwowiacy pochodzenia ukraińskiego i polskiego, ale w przyszłości planujemy dołączyć Austriaków, Żydów, Ormian związanych ze Lwowem

– podsumowała Anna Korżewa.

Organizacja społeczna „ContrForce” angażuje się w różne przedsięwzięcia, dotyczące ratowania zabytków architektury i odnawiania miejsc historycznych. Jest organizatorem akcji „Ja – Pomorzański Zamek” oraz współorganizatorami międzynarodowych „Spotkań Dunajowskich”.

Kurier Galicyjski:

http://www.kuriergalicyjski.com




Ryszard Litwiniuk na Międzynarodowym Sympozjum Rzeźbiarzy Forma Viva w Kostanjevicy na Słowenii

Drewno to mój materiał, moja tkanka, organizm z potencją czasu, katalogiem zdarzeń… kwindesencją życia. (Ryszard Litwiniuk)


Międzynarodowe Sympozjum Rzeźbiarzy Forma Viva (Formy życia) 2017 r.

W dniach 3-29 lipca odbyło się Międzynarodowe Sympozjum Rzeźbiarzy Forma Viva w Kostanjevicy na Krki oraz Seča pri Porotrožu. Zaproszeni artyści zostali wybrani przez komitet ekspertów, wyłoniony z oragnizatorów Sympozjum, Muzeum Sztuki Božidar Jakac oraz Seča pri Portorožu przy współpracy z Galerią Coastal w Piranie. Wpłynęło 114 zgłoszeń z 39 krajów. Zostało wybranych trzech artystów Gao Meng (z Chin)  z rzeźbą Pig and House, Primož Pugelj (ze Słowenii) z rzeźbą One Cut oraz Ryszard Litwiniuk (z Polski) z rzeźbą Transition. Rzeźby te zostaną w Kostanjevicy na stałe, wzbogacąc powstającą od 1961 roku kolekcję, usytuowaną na wolnej przestrzeni wokół dawnego klasztoru cystersów, w którym obecnie mieści się Muzeum Sztuki Božidar Jakac.


Forma Viva – Międzynarodowe Sympozjum Rzeźbiarzy oraz kolekcja Rzeźby Drewnianej w Kostanjevicy na Krki, Słowenia.

Kostanjevica, nazywana słoweńską Wenecją, jest najmniejszym miasteczkiem w Słowenii i najstarszym w regionie Dolenjska. Centrum miasta mieści się na wyspie, sztucznie utworzonej przez człowieka, otoczonej przez wody rzeki Krki. Z lądem jest ona połączona trzema mostami. Pierwsze wzmianki o Kostanjevicy sięgają 1091 roku, a jako o mieście wspomina się ją już w 1252 roku.

W pobliżu miasta już w 1234 powstał ogromny klasztor cystersów. Był to jeden z najbogatszych terenów ówczesnej Słowenii i jednocześnie centrum gospodarcze i kulturalne regionu. Klasztor – zamek zbudowany na planie kwadratu jest jednym z najważniejszych pomników kultury słoweńskiej, znany przede wszystkim dzięki 260 arkadom otaczającym dziedziniec oraz kościołowi z gotyckimi łukami i kolumnami.

Od 1974 roku w dawnym klasztorze mieści się Muzeum Sztuki i Galeria Božidar Jakac. Jest to największe muzeum na Słowenii, ze względu na wielkość obszaru wystawienniczego. Oprócz zabytkowych wnętrz otacza je bowiem duży teren, wykorzystywany jako Galeria Sztuki. Początkowo Muzeum Sztuki koncentrowało się na prezentacji spuścizny artystycznej z regionów Bela Krajina, Dolenjska i Posavje. Obecnie pokazuje prace słoweńskich artystów XX wieku takich jak Božidar Jakac, a także wielu artystów zagranicznych. W górnej części południowego skrzydła mieści się cenna kolekcja 45 obrazów olejnych mistrzów francuskich, niemieckich, flamandzkich, włoskich z XVII-XIX w.

Muzeum Sztuki Božidar Jakac zarządza także Forma Viva Open Air Wood Sculpture Collection kolekcją drewnianych rzeźb usytuowanych w otwartej przestrzeni wokół dawnego klasztoru oraz w samym mieście Kostanjevica.


Historia Forma Viva – Międzynarodowego Sympozjum Rzeźbiarzy na Słowenii,  jednego z najstarszych spotkań rzeźbiarzy na świecie.

W 1959 roku dwaj słoweńscy rzeźbiarze Janez Lenassi i Jakob Savinšek zobaczyli rzeźby na wolnym powietrzu oraz wzięli udział w sympozjum w St. Margharethen w Austrii i postanowili tę inicjatywę przenieść na Słowenię. Wybrali dwa miejsca – Seča pri Portorožu oraz Kostanjevica na Krki. Każde z tych miejsc określał materiał, jako tworzywo sztuki. I tak Seča pri Portorožu  stała się miejscem rzeźb z kamienia, natomiast wokół Kostanjevicy rosły rozległe lasy dębowe, stąd drewno stało się plastycznym wyznacznikiem tego miejsca.

Sympozjum Forma Viva zostało otwarte po raz pierwszy na Słowenii w tych dwóch lokalizacjach w 1961 roku. Kilka lat później dołączyły jeszcze dwie inne miejscowości – w 1964 roku Ravne na Koroškem (stal), a następnie w 1967 roku Maribor (żelbeton).

Początkowo sympozjum w Kostanjevicy organizowane było co roku i zapraszano ok. 12 artystów z całego świata. Po roku 1967 Sympozjum przekształcono w biennale i od tej chwili organizowane było co dwa lata aż do 1988 roku.

Po 10-letniej przerwie w 1998 r. Sympozjum zostało wznowione, ma miejsce co dwa lata, a do udziału zapraszanych jest trzech rzeźbiarzy, wybranych z listy zgłoszeń przez specjalną komisję. Zarówno organizacją Sympozjum, jak i konserwacją istniejącej już kolekcji, zajmuje się Muzeum Sztuki Božidar Jakac w Kostanjevicy.

Obecnie kolekcja rzeźb, powstająca od 1961 roku, liczy 130 eksponatów prawie wyłącznie wykonanych z dębu. Każdy z zaproszonych artystów wzbogaca tę kolekcję o nowe dzieła. Rzeźby wkomponowane są głównie w otwartą przestrzeń wokół dawnego klasztoru, dziś Muzeum Sztuki Božidar Jakac. Niektóre z rzeźb są umieszczone na skwerach w mieście Kostanjevica oraz nad brzegiem rzeki Krk.

 

Tłumaczenie i opracowanie tekstu na podstawie materiałów otrzymanych z Muzeum Sztuki Božidar Jakac: Joanna Sokołowska-Gwizdka.

Pelna lista uczestników od 1961 roku na stronie internetowej Muzeum Sztuki Božidar Jakac: www.galerija-bj.si/en/forma-viva/udelezenci/


Galeria

Ryszard Litwiniuk – Transition

 

Ryszard Litwiniuk, Transition – zbliżenia, fot. R. Litwiniuk


Dwaj pozostali artyści wybrani do uczestnictwa w Forma Viva 2017 – Gao Meng (z Chin)  z rzeźbą Pig and House oraz Primož Pugelj (ze Słowenii) z rzeźbą One Cut.




METEQUE- Atelier d’Art w Montrealu

Atelier Meteque
Atelier Meteque

Katarzyna Szrodt

Brak odpowiednich warunków nie zwalnia artysty od wysiłku tworzenia. Im więcej myślę o emigracji, tym więcej mi się zdaje, że takie zjawisko siły twórczej w pustyni wygnania to najwyższe usprawiedliwienie tułaczki emigracyjnej

– napisał Józef Czapski o misji tworzenia na emigracji. Słowa Czapskiego, który swoim życiem udowodnił, że warto dzielić się płomieniem talentu z innymi w niesprzyjających warunkach emigracji, przyświecają misji kreatywnego działania w odmiennej kulturze, środowisku, języku. Myślałam o Czapskim, gdy kilka dni temu odwiedziłam nową galerię: Meteque – Atelier d’Art, która pojawiła się na kulturalnej mapie Montrealu. Atelier założyła chilijska artystka Carolina Echeverria i Polka Agata Kozanecka, działaczka społeczna.

Atelier Meteque
Atelier Meteque

Ucieszył mnie ten nowy artystyczny punkt, gdyż od lat nie było w Montrealu galerii z polskim akcentem, a jednocześnie wzbudził podziw, bowiem prywatne galerie upadają z braku nabywców sztuki i potrzebna jest duża determinacja i siła twórcza, by zbudować środowisko zainteresowane nową galerią. Jak podkreśliły obie właścicielki, nie będzie to galeria w tradycyjnym tego słowa znaczeniu wystawiająca i sprzedająca sztukę, lecz atelier działań twórczych. Wystawy odbywać się będą przy okazji planu atelier, który zakłada różnorodne działania artystyczne, spotkania kreatywne nakierowane na sztukę twórców emigracyjnych i wszystkich osób zainteresowanych działaniami artystycznymi.

Obecnie Kanada przeznacza duże środki finansowe na odrodzenie twórczości autochtonów- Indian i Eskimosów i Atelier Meteque włącza się w ten profil działań. Sztuka ludowa Indian chilijskich jest mocno akcentowana w twórczości Caroliny Echeverria. Symboliczna obecność zwierząt, ptaków, drzew, kwiatów w symbiozie z człowiekiem, nasycone barwy czerwieni, błękitu, zieleni, pomarańczy i żółci, figuratywność i narracyjność, wszystko to przywodzi na myśl sztukę indiańską.

Atelier Meteque
Atelier Meteque, „The Dress of our hopes”.

Projektem, który aktualnie realizowany jest w atelier są „sukienki”- „The Dress of our hopes”: na metalowej osnowie różne osoby zawieszają bliskie im przedmioty odpowiadające profilowi danej „sukienki”: wspomnienie z domu rodzinnego, pokój na świecie, kobiecość, to nazwy tych swoistych „sukienek”. Z fragmentów tkanin, zdjęć, koralików, różnych przedmiotów, zabawek, biżuterii, powstają różnobarwne i wielokulturowe mozaiki o kształcie manekina.

Atelier Meteque ma wiele projektów na przyszłość, ja zaś dorzuciłam pomysł wystawienia prac polskich artystów plastyków wraz z prezentacją wystawy o polskiej emigracji do Kanady, która przysłana została przez Muzeum Emigracji w Gdyni. Warto czym prędzej wykorzystać nowy punkt w dobrym miejscu, w dzielnicy anglojęzycznej i zaprezentować dorobek montrealskich Polaków oraz ukazać historię polskiej emigracji za chlebem. Emigracja jest przeżyciem trudnym, a emigracja talentu tym bardziej, o czym zbyt mało mówiło się do tej pory. Wystawa w Meteque ma szansę połączyć te dwa zjawiska w całość.

Dla osób zainteresowanych polecam stronę: www.nativeimmigrant.com




Australijskie świeczki – haiku

Fotografia: Anna Fiala i Andrzej Fiala

Tekst: Adam Fiala

Żywy płomień
Żywy płomień, fot. Anna Fiala

Żywy płomień

Australijskiego

Buszu

 

Ptaszek
Ptaszek, fot. Andrzej Fiala

Ptaszek

Wśród suchych traw

Zaprasza do trójki

 

Węże
Węże, fot. Andrzej Fiala

Węże pni

Przytulają się

Do siebie

 

Australijskie świeczki, fot. Andrzej Fiala
Australijskie świeczki, fot. Andrzej Fiala

Australijskie

Świeczki

Na choinkę

 

Łabędź, fot. Anna Fiala
Łabędź, fot. Anna Fiala

Łabędź

Mizdrzy się

W lustrze wody

 

Chmurko, fot. Anna Fiala
Chmurko, fot. Anna Fiala

Chmurko

Odszukaj siebie

W rzece Swan

 

 




Piękno

Barbara M. J. Kukulska

Korespondencja z Johannesburga (Republika Południowej Afryki)

Afrykańska przyroda, fot. B. Kukulska
Afrykańska przyroda, fot. B. Kukulska

Wsłuchana

w brzmienie szelestu liści,

Zastygłam

w podziwie nad pięknem natury.

Zanurzyłam

w bezkresie mej duszy.

Zachwycona,

bez tchu, oniemiałam.

Dotknęłam światła.

Miłość wypełniła mnie,

uniosła ponad drzewa.


Piękno jest wokół nas, należy jednak je dostrzec.

Zastanawiam się jak inni określają piękno?

Pojęcie piękna należy do podstawowych wartości, jakie zdefiniowała filozofia u samych swoich początków.

Piękno  (grec. kalós, łac. pulchritudo, pulchrum) – analogicznie (zbieżna, podobna) pojęta właściwość rzeczywistości, ludzkich wytworów, w tym sztuki, a także ludzkiego sposobu postępowania, wyrażana w tradycji kultury zachodniej pod postacią harmonii, doskonałości lub blasku, które jako oglądane i dla oglądania budzą upodobanie.

Współcześnie piękno  najczęściej wiązane jest ze sztuką, z poznaniem zmysłowym i uczuciami.

Afrykańska przyroda, fot. B. Kukulska.
Afrykańska przyroda, fot. B. Kukulska.

Refleksja starożytnych Greków nad pięknem  nie wysuwała na plan pierwszy wytworów sztuki, lecz rzeczywistość (kosmos) i moralność.

W rozumieniu Platona piękno tworzyło wraz z prawdą i dobrem słynną triadę, wyznaczającą sam szczyt wszelkich wartości w świecie wiecznych idei.

Natomiast w sferze ziemskich zjawisk, postrzeganych zmysłami piękno znalazło wyraz w pitagorejskiej tzw. wielkiej teorii. Zakładała ona, że piękno polega na należytych proporcjach wyrażalnych w liczbach, matematycznie. Z tych proporcji wywodzi się zarówno harmonia dźwięków w muzyce, jak symetria w rzeźbie i architekturze. Klasyczne piękno podług wielkiej teorii miało zatem charakter racjonalny i normatywny zarazem.

Na przestrzeni wieków zakwestionowane zostało tradycyjne antyczne pojęcie harmonii jako istoty piękna.

W obecnych czasach dysharmonia, brzydota uznawana jest za artyzm, ale natura nie zmieniła swych barw i zachwyca swoją harmonią.


 Afrykańska przyroda w obiektywie Barbary M. J. Kukulskiej

Afryka




Ryszard Druch – rysunki satyryczne

Ryszard Druch (Trenton, New Jersey), otrzymał drugą nagrodę Muzeum Karykatury w Warszawie, w konkursie „Cztery Pory Karykatury – Wiosna 2017”.

W 1991 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie w Trenton w stanie New Jersey od 1993 roku prowadzi własną firmę graficzno-reklamową „Druch Studio”. Publikuje w prasie polonijnej artykuły i rysunki, od 2009 roku redaguje jednoosobowo periodyk internetowy „SUFLER – Informator Druch Studio Gallery”. Od 1997 roku prowadzi autorski, polonijny kabaret „Odlot”, a od 2001 roku w sposób stały promuje – w polonijnym i amerykańskim środowisku – polską kulturę i sztukę.

 

Galeria


Zobacz też:  http://www.cultureave.com/przesmiewczy-glos-ryszarda-drucha/


Ryszard Druch, autokaryktura
Ryszard Druch, autokaryktura

Dorobek artystyczny Ryszarda Drucha

 

WYSTAWY INDYWIDUALNE

2017– TRENTON, New Jersey, Druch Studio Gallery, “Silver Anniversary Art Gala – Painting and Drawing 1991-2016”,

2015OPOLE – Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II, – wystawa „Ryszard Druch via Atlantyk. Rysunek satyryczny. Karykatura portretowa”.

2012 – TRENTON, New Jersey (USA), Druch Studio Gallery, “Watercolors & Acrylics 2012”,

2011 – TRENTON, New Jersey, (USA),  Druch Studio Gallery,  „2011” , Painting,

–  WARKA, Muzeum im. K. Pułaskiego, „My Amerykany” – plakaty,

2007 – TRENTON, New Jersey (USA), Druch Studio Gallery, „XV-lecie Samowychodźstwa” – malarstwo i rysunek,

2001 – SZCZECIN, Café Galerya,”Rysunek satyryczny i ilustracja”,

2008 – OPOLE, Galeria „WuBePe”1995, „Plakaty”,

NYSA, Muzeum, „Plakaty”,

1995 – OSTRÓDA, Galeria MDK „Na Zamku”, „ Rysunek satyryczny”,

NOWY JORK, Polish Institute of Art and Sciences of America, “Drawing and Caricature”,

OPOLE, Galeria “Autor”, “Imigracja – Ilustracja”,

1994 – KATOWICE, Galeria Pod Prasą” (KMPiK), ilustracja, rysunek satyryczny

1993 – YARDLEY, Pennsylvania (USA) , „Silver Lake Gallery”, „Made in USA” – Painting/ Satirical Drawing,/ Illustration,

1991 – KRAPKOWICE, Miejski-Gminny Ośrodek Kultury “Galeria Baszta” – Rysunek Satyryczny,

OPOLE, Miejskie Centrum Kultury „Galeria Na Ostatnim Groszu”, Rysunek Satyryczny,

1990 – OPOLE, Galeria „Autor” – „Dzisiaj zupka”, malarstwo i rysunek satyryczny,

1989  – OPOLE, Galeria „9” – Młodzieżowe Centrum Kultury, karykatura,

OPOLE, Klub Akademicki Wyższej Szkoły Pedagogicznej – „Rysunek satyryczny”,

GLIWICE, Klub Międzynarodowej Prasy i Książki, rysunek satyryczny,

ZIELONA GÓRA, Klub Międzynarodowej Prasy i Książki, „Rysunek satyryczny”,

1988 – OPOLE, Klub Międzynarodowej Prasy i Książki, „Rysunek satyryczny”,

ŁÓDZ, Harcerski Dom Kultury i Techniki, „Rysunek satyryczny”,

1986 – OPOLE, Galeria „Na Cyplu”, „Rysunek Satyryczny”,

SZEKESFEHERVAR (Węgry), Town Gallery, „Satirical Drawing”,

OPOLE, Galeria “Na Cyplu”, “Rysunek satyryczny i malarstwo”,

WROCŁAW, Galeria „Garb” (KMPIK), „Rysunek satyryczny”,

1985 – KRAKÓW, Miejskie Centrum Kultury, „Piórkiem druha Drucha” – rysunek satyryczny,

OPOLE, Klub Międzynarodowej Prasy i Książki, „Rysunek  prasowy”.

 

WYSTAWY ZBIOROWE

2017 – WARSZAWA – Muzeum Karykatury – wystawa „Rysunki Roku 2016”,

2016 – WARSZAWA – Muzeum Karykatury – wystawa „Rysunki Roku 2015”,

2015 – WARSZAWA, Muzeum Karykatury – wystawa “Rysunki Roku 2014”,

2015OPOLE – Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II, – wystawa „Ryszard Druch via Atlantyk. Rysunek satyryczny. Karykatura portretowa”.

2013 – RIDGEWOOD, New Jersey (USA), The Ridgewood Art Institute, 33rd Regional Open Juried Show 2013,

  • CLARK, Nwq Jersey, Skulski Gallery, “Plein Air Painting… and More”
  • NEWARK, New Jersey, Newark Liberty International Airport – “The Polish Heritage Day”,

2012 – BALTIMORE, Maryland, Notre Dame University of Maryland, Jesienny “Odlotowy” Salon Artystyczny, Druch’s Studio Gallery Artists Painting Exhibition & Cabaret “Odlot” Show

2011- TRENTON, New Jersey, Druch Studio Gallery, „Plain Air Painting 2011”,

2011 – TRENTON, New Jersey, The 29thEllarslie Open at The Trenton City Museum,

2009 – TRENTON, New Jersey, Druch Studio Gallery, “Joy of Painting” – Painting  Exhibition,

2008 – TRENTON, New Jersey, Druch Studio Gallery, „Druch Studio Gallery 2003-2008” – 5th Anniversary Art Exhibition,

2007 – WARKA, Muzeum im. K. Pułaskiego, „Polonia Poster in the USA”,

2006 – CLARK, New Jersey, Polish Cultural Foundation – Skulski Gallery, “Gallery in Gallery” – Painting Exhibition,

2002/2003 – ilustracja w nr 6/7 (s.105)  “Periphery. Journal of Polish Affairs” (Orchard Lake, MI),

2000/2001 – ilustracje w nr. 6/7 „Periphery. Journal of Polish Affairs”(orchard Lake, MI),

2000 – NOWY JORK (Konsulat Generalny RP) – “Rok 2000 – I co dalej?”, II Salon Stowarzyszenia Polskich Artystow Karykatury1998 CLARK, New Jersey, Polish Culture Foundation, Skulski Gallery

First International Graphics Exhibit

1996 – TRENTON, New Jersey, Mercer County Community College Gallery, Visual Art Student Exhibition,

1995 – PHILADELPHIA, Pennsylvania (USA), PII Gallery, “The Second Spojnik’s Friends Art Exhibition”,

1994 – CLARK, New Jersey, Polish Cultural Foundation – Skulski Gallery, “Friends of Spojnik”,

  • NEW YORK, New York, Consulate General of Republic of Poland, “2nd Polish Satirical Art”,
  • TRENTON, New Jersey, Trenton City Museum, “Figurativly Speaking”,
  • NEWARK, New Jersey, New Jersey Institute of Technology University Heights Gallery, “In Tune of The Nature”,

1993 – TRENTON, New Jersey, MCCC Gallery, Mercer County Community College Student Exhibition,

  • CLARK, New Jersey, Polish Cultural Foundation – Skulski Gallery, “September at Skulski Gallery”,

1992 – LEGNICA, Międzynarodowy Konkurs Rysunku Satyrycznego “Satyrykon’91”,

CLARK, New Jersey (USA), Polish Cultural Founfation, “Broadway    Affair”,

NOWY JORK, Konsulat Generalny RP, “Polish Satirical Art”,

1991- LEGNICA, Międzynarodowa Wystawa Rysunku Satyrycznego “Satyrykon’91”,

1990 – KNOKKE-HEISTE (Belgia), International Cartoons Exhibition,

LEGNICA, Międzynarodowa Wystawa Rysunku Satyrycznego “Satyrykon’90”,

1989 – KNOKKE-HEISTE (Belgia), International Cartoons Exhibition,

  • WARSZAWA, Pałac Kultury i Nauki, I Międzynarodowa Wystawa „Sztuka w Obronie Natury”,

LEGNICA, Międzynarodowa Wystawa Rysunku Satyrycznego „Satyrykon’89”,

1988 – LEGNICA, Miedzynarodowa Wystawa Rysunku Satyrycznego „Satyrykon’88”,

SUWAŁKI, Biuro Wystaw Artystycznych, „Natura Matką Ludzi” – Wystawa Rysunku Satyrycznego,

1987 – LEGNICA, Międzynarodowa Wystawa Rysunku Satyrycznego „Satyrykon’87”,

KĘDZIERZYN-KOŹLE, Wojewódzka Wystawa Plastyki Amatorskiej,

SUWAŁKI, Biuro Wystaw Artystycznych, „Natura Matką Ludzi” – Wystawa Rysunku Satyrycznego,

1986 – LEGNICA, Międzynarodowa Wystawa Rysunku Satyrycznego „Satyrykon’86”,

OPOLE, Wojewódzki Dom Kultury, Opolska Plastyka Amatorska,

– SUWAŁKI, Biuro Wystaw Artystycznych, „Natura Matką Ludzi” – Wystawa Rysunku Satyrycznego,

1985–WROCŁAW-OPOLE, Plastyka Nieprofesjonala Ziem Nadodrzańskich,

1984 – OPOLE, Wojewódzki Dom Kultury, XXV Jubileuszowa Wojewódzka Wystawa Plastyki Amatorskiej

POCZDAM (NRD), Amatorska Plastyka Województwa Opolskiego,

1983 – KLUCZBORK, XXIV Wojewódzka Wystawa Plastyki Amatorskiej.

 

ODZNACZENIA PAŃSTWOWE, RESORTOWE i inne.

2014 – Krzyż Kawalerki Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej,

2013 – Medal Komisji Edukacji Narodowej,

         – Odznaka „Zasłużony Dla Województwa Opolskiego”.

2010 – The Polish Arts Club of Trenton, New Jersey Award,

Brązowy Krzyż Zasługi (PRL),

Krzyż Zasługi dla ZHP (PRL),

Odznaka „Zasłuzony dla Miasta Opola” (PRL),

 

NAGRODY I WYRÓŻNIENIA ARTYSTYCZNE

2016 – wyróżniniahonorowe w Konkursie „Cztery Pory Karykatury” Muzeum Karykatury w Warszawie (edycje: Lato, Jesień Zima)

2015 – wyróżnienie w Konkursie „Cztery Pory Karykatury” Muzeum Karykatury w Warszawie,

2014III NAGRODA w Konkursie Muzeum Karykatury w Warszawie na „Najlepszy Rysunek Miesiąca – Kwiecień 2014”.

2010 – The  POLISH ARTS CLUB of TRENTON, NEW JERSEY 2010 AWARD   (za osiągnięcia w upowszechnianiu polskiej kultury w Trenton, New Jersey),

1988 – III NAGRODA w Ogólnopolskim Konkursie Rysunku Satyrycznego „Konszachty”, Gminny Ośrodek Kultury w Gostyniu,

1987 – II NAGRODA w Ogólopolskim Konkursie Rysunku Satyrycznego „Konszachty”, Gminny Ośrodek Kultury w Gostyniu,

1986 – I NAGRODA w Ogolnopolskim Konkursie Rysunku Satyrycznego „Natura Matką Ludzi”, BWA w Suwałkach,

         – I NAGRODA w Ogólnopolskim Konkursie  Rysunku Satyrycznego z okazji XXX-lecia Akademickiego Biura Podróży i Turystyki „Almatur” (Warszawa),

        – I NAGRODA w I Ogólopolskim Konkursie Rysunku Satyrycznegi im. Zbyszka „Bruno” Szulca w Tarnowie,

        – WYRÓŻNIENIE na Międzynarodowej Wystawie Rysunku Satyrtcznego „Satyrykon’86” w Legnicy.

 

PUBLIKOWANE PRACE/PROJEKTY GRAFICZNE

2016 – 15-lecie Polskiej Szkoły „Ogniwo” w Trenton, New Jersey – okładka i 14 ilustracji,

„Indeks”. Pismo Uniwersytetu Opolskiego, rysunki, s………

2015 – „ JazSmulski.  I am blue” – projekt okładki płyty kompaktowej,

2010 – Andrzej Wala „Z Atlantic City mój śpiew łabędzi. Felietony radiowe z lat 2003-2004 dla Radia Zbliżenia – projekt okładki,

2009 – Harry Duda „Wiersze amerykańskie” – projekt okładki tomiku poetyckiego i 8 ilustracji,

2B – pismo…. ilustracje

2003 – projekt  44. numeru okładki miesięcznika społeczno-kulturalnego „Teraz” z Filadelfii,

2002/2003 – ilustracja w nr 6/7 (s.105)  “Periphery. Journal of Polish Affairs” (Orchard Lake, MI),

2000/2001 – ilustracje w nr. 6/7 „Periphery. Journal of Polish Affairs”(orchard Lake, MI),

2000- 2017 – projekty plakatów do ponad stu Salonów Artystycznych Druch Studio Gallery w Trenton, New Jersey,

1994 – Kalendarz Opolski 1994, Opolskie Towarzystwo Kulturalno-Oświatowe, „Amerykańskie rysunki Ryszarda Drucha”, s. 292-293.

1995 – opracowanie graficzne programu The Polish Theatre Group of New York do sztuki Jana Pawła II (Karola Wojtyły) “The Jeweler’s Shop” w reżyserii Ireneusza Wykurzaw Kościele św. Jadwigi w Trenton, NJ,

1995 – projekt okładki programu The Polish Theater Group of New York „The Jeweler’s Shop” Jana Pawła II (Karola Wojtyły) w reżyserii Ireneusza Wykurza wystawionej w Carnegie Hall w Nowym Jorku,

1995- Elżbieta Baumgartner „Ameryka dla każdego” – zestaw ilustracji do t. III,

1993 – rysunek opublikowany w kwietniowym miesięczniki ZHP „Harcerstwo”,

1992-1996 – miesięcznik społeczno-kulturalny „Spójnik” (Trenton, New Jersey)  – ilustracje i projekty okładek.