Florian Śmieja
Bogumił Witalis Andrzejewski bawi się prądem elektrycznym
Przed laty poeci awangardy z wielką euforią odwróciwszy się od sielankowego krajobrazu dawnej poezji, jako od obmierzłych staroci, zaczęli zamiast wsi urokliwej do swoich wierszy pakować miasto i wszelkie jego atrybuty nowoczesności i postępu. Odstawiwszy konia i rumaka polubili automobil i aeroplan. Fascynacja mechaniką kazała im na piedestał postawić maszynę, jako wielkie osiągnięcie ludzkiego umysłu, wyręczycielkę od nadmiernego wysiłku, monotonnych ruchów i wielokrotnych powtórzeń, jako skuteczną wybawicielkę od mozolnych obowiązków. Ta przydatność wydała się piękna, przygoda konstruktorów udzieliła się literatom, poeci zaczęli ją brać za obiekt kontemplacji i przedmiot swoich kompozycji.
Nieraz dzieje się to z małą domieszką humoru. i tak Bogumił Witalis Andrzejewski (1922-94) zmarły w Anglii afrykanista i poeta, przypomina niedawne jeszcze sposoby ogrzewania naszych domów gazem dostarczanym przez automaty przyjmujące monety. Zanotował dla potomności, jak to w Anglii:
Gazomierzowi ze zmartwienia
Szyling stanął w gardle
Ten poeta akurat miał większe jeszcze nabożeństwo do maszyn i przyrządów wyimaginowanych jak np. marzeniomierz czy marzelnia, których był oryginalnym wynalazcą i użytkownikiem.
Zauroczył go też prąd elektryczny. To on kazał zagorzałemu humaniście i onomaście poświęcić wiele znoju i nabyć fachową wiedzę naukową z dziedziny elektryczności oraz włączyć ją do swojego poetyckiego sztafażu.
Nie zdziwi nas więc szczegół, że w tropikalnym klimacie Kamelopardii najsłuszniej zamontowano w pancerzach „elektryczny obwód ochładzający”.
Gdzie indziej „ścieżka elektryczna łączy odludzie”, a
(klechdy mówią)
o woltomierzu nagrobku
martwą głoszącym wskazówką
równowagę śmiertelną
różnoimiennych sił
Ładnie nazwany „galwaniec elekroliz jest zlizywaczem/ miodów z szlachetnych metali”.
Jest mowa o stacjach nadawczych, o napięciu, o przełączniku. Dziewczynom „w elektrostazie /żarzą się w oczach figlarne druciki/ naładowane bardzo dodatnio”.
Policjant to „bezpiecznik w ulic obwodzie przeciwko żarom/ zbyt wielkich napięć zatknięty”.
Jest też sposób, by pozbyć się uciążliwych dolegliwości:
…suma jarząca (latarń)
wróci myślom przewodność
jaźni utracona drożność
Poeta podpatrzył dziwy:
w prądnicy nerwów
zwoje ogromne
przekładnie, zasuwy i rygle.
Tak jak tramwaje potrzebują mocy, by powrócić do zajezdni, tak człowiek musi mieć energię, by przeżyć dzień:
mocy trzeba
na wyrób prac powszednich
żeby każdy dzień trudny
pod wieczorną remizę przytoczyć.
Wymagana jest ostrożność, bo lada chwila może nastąpić krótkie spięcie, wybuch i pożar, zastój. Dlaczego? Bo
w tunelu milczy
obciążony transformator
Choć poeta rozsiał w swoich wierszach cały słownik pojęć związanych z elektrycznością, ale w jednym utworze dał skoncentrowany asortyment, aby przestrzec młodych przed pochopną rozrzutnością, a zachęcić do oszczędzania prądu:
PRZESTROGA MŁODYM
kiedy był młody
latał jak głupi
od anody do katody
energię podbierał
z prądnic i baterii
ażeby mieć fundusze
na różne fanaberie
na pola magnesowe
chadzał jak na stronę
i skakał i pląsał
jak rubaszny jonek
reguła lewej ręki
była jemu prawem
w ten sposób pragnął zdobyć
pieniądze i sławę
żal mu dziś tego bardzo
że tak żwawo fikał
bo burczy mu w przewodach
i po zwojach strzyka
i teraz ku starości
musi siedzieć w domu
bo prądu ma za mało
a za dużo ohmów
Tym dowcipnym wierszem z tomiku „Na wszelki wypadek”(1952) zamykam temat elektryczności i zapraszam do samodzielnego uraczenia się Andrzejewskiego egzotyczną ”Podróżą do krajów legendarnych” (1985, 2000).
Artykuł ukazał się w „Liście oceanicznym”, dodatku kulturalnym „Gazety” z Toronto, w styczniu 2005 r.