Anna Habryn
Wieloryb na brzegu
Przyjaciele zostali z drugiej strony wody
Albo pomarli
Jeszcze nie zapomniałem jak odchodziła ostatnia z dziewczyn
Mam pięćdziesiąt pięć lat
Jeszcze mógłbym coś robić – tam
Kiedyś pracowałem przecież
Jedyna przyjemność jeść
Tyję bo łykam prochy
Depresja
Twarzą w piach
odwracam się od słońca piach jest drobniutki, przylega do skóry wysusza jestem coraz
suchszy w środku na wiór tylko za ciężki żeby się unieść jak kloc przewalam się z
boku na bok w zasięgu wzroku trawa szorstka i piasek dłonie pieszczotliwie ostrożnie
próbują dotknąć, pomóc zachęcić do wysiłku lecz woda już daleko, odpływ zabiera
nadzieję
na ocean, gdzie przestwór wypełniony życiem
drobiny planktonu
kołyszą sie z falą kompletnie szczęśliwe
dają się pochłonąć wypełniając misję
wielcy i mniejsi gonią za jedzeniem
pożeracze i pożerani w zgodzie
z porządkiem świata
Leżę bezsilnie i czuję żal
Tęsknię, śnię morze
Outback
Outback się rodzi z legendy
z zardzewiałego złomu
czerwonej od rudy ziemi
porytej przez ludzką chciwość
Tutejsi ludzie głoszą piękno
zachodów słońca i bezmiaru nieba
istnienia bez reszty świata
przyrody co żyje własnym życiem
i nie poddaje się bez walki.
W buszu zagubione dusze kołują
miedzy pierzastą nadzieją obłoków
a piekielnym żarem kamieni.
Ziemia nie syci ich głodu
nie zaspokaja pragnienia.
Opustoszałe miasteczka
wspomnienia marzeń wycinają z blachy
i ustawiają wzdłuż smutnych ulic
dla przejeżdżających turystów.